Historie wołowskie cz1
Park Krajobrazowy Doliny Jezierzycy
Do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego jeszcze wrócimy. Dzisiaj będzie inny równie przyjemny kierunek – gmina Wołów. Mamy tutaj dwa zasadnicze walory. Jeden to piękny Park Krajobrazowy Doliny Jezierzycy, drugi bardzo prorowerowa polityka władz gminy. W Wołowie znakują i utrzymują szlaki w terenie oraz „na poważnie” budują dedykowane ścieżki rowerowe! I niezależnie, że sam wolę jeździć po mało znanych i uczęszczanych terenach zielonych, to bardzo doceniam też tę drugą działalność. Służyć ona będzie i turystom, i mieszkańcom w codziennym przemieszczaniu się. Z punktu widzenia wrocławian gmina jest dobrze skomunikowana z naszym miastem. Jeżdżąc pociągiem mamy aż 6 stacji z których możemy zrobić interesujące trasy.
Te okolice to świetny cel dla rowerzystów, w paru kolejnych tekstach postaram się pokazać najciekawsze, moim zdaniem, miejsca. Zacznę… chronologicznie.
Popatrzcie na to.
Z daleka wygląda to na pieńki po drzewach. Bliższe oględziny pokazują pobieżność podobieństwa. To jednak wytwór człowieka…
Jest nawet przekrój (być może zrobił go jakiś ciekawski).
I jeszcze obiekt z boku
Tarchalice – 1900 lat historii
Pora teraz jest opowiedzieć co widzieliśmy, z Wiki
W Tarchalicach znajdował się jeden z największych starożytnych ośrodków metalurgii żelaza w Europie. Ślady istniejącej w tym miejscu osady hutników celtyckich i osadników związanych z kulturą przeworską, a także pozostałości niecałej setki dymarek, duże ilości żużli rozrzuconych po okolicy, datuje się na II-III wiek n.e. Na stanowisku w Tarchalicach wykopaliska prowadzono od 1903 r.
Sfotografowałem więc odpady poprodukcyjne – okazałe, żużlowe pozostałości pieców. Znalazłem ich 17. Reszta być może jest pod ziemią albo na dnie stawu. Corocznie w wrześniu (czyli akurat na czasie) odbywa się tutaj piknik archeologiczny. W zrekonstruowanych dymarkach odtwarza się wielogodzinny proces produkcji kęsów żelaza. Jest to specyficzna dzienno-nocna impreza (wieczorem rozbija się piece) z piknikowym nastrojem.
„Okoliczności przyrody”są też bardzo piękne
Starorzecze, wysoka, rzeczna skarpa. Grążele i inne rośliny wodne, w oddali kameralna zabudowa wiejska. Sielsko. Puszczam wodze fantazji. Wyobrażam sobie, że te 1900 lat wcześniej to był główny nurt rzeki i pewnie ktoś się wpatrywał w toń. Za plecami miał prostą drewnianą zabudowę, ktoś (najważniejszy) budował piec, ktoś przynosił rudę, inni ściągali opał. Wokół tego tętniło życie – zdobywanie pożywienia (łowiectwo, rybołówstwo, zbieractwo). Rzeką płynęła krypa. Snuły się dymy z domowych palenisk. Wszystko tutaj poza tymi dymarkami wyglądało zupełnie inaczej. Naszych słowiańskich przodków jeszcze nawet nie było… Ale ci przeworscy hutnicy naprawdę dużo potrafili, produkowali żelazo o bardzo wysokiej czystości. Jak dotąd nikomu nie udało się ,w rekonstruowanym procesie, zbliżyć się jakością do ich wyniku.
Tempo obecnych czasów zasłania nam ciągłość historyczną. Przed kulturą Wandalów były inne wcześniejsze. To tysiące lat obecności – widoczne najbardziej na starych cmentarzyskach. Ale to wtedy powstawały podwaliny złożonych struktur społecznych oraz cywilizacji technicznej.
Pora na rowerową relację.
Trasa Orzeszków – Tarchalice – Wołów
Naturalnym punktem startowym do Tarchalic może być stacja kolejowa w Orzeszkowie (dla mnie chyba najlepszy punkt wypadowy w gminie). To był jeden z tych ekstremalnie gorących, sierpniowych dni dlatego postanowiliśmy, że będziemy chować się po lasach. W planie praktycznie cała trasa miała być w lesie ale okoliczności trochę to zweryfikowały.
Pierwszy fragment Tarchalice – Orzeszków zgodnie z zamierzeniem przejechaliśmy po niebieskim (jak pamiętam) szlaku pieszym, który pokrywał się z naszą trasą. Dalej było też zgodnie z planem do wojewódzkiej drogi 340. Tam mieliśmy kontynuować dalej asfaltem ale… nam się odwidziało. Po pierwsze przy tej szerokości drogi cienia nie było nawet z boku a do tego spory ruch psuł nastrój. Postanowiliśmy sprawdzić czy ten odcinek da się objechać. Wizja lokalna na północy wykazała całkowity brak alternatywy, druga próba, na południu też zakończyła się niepowodzeniem. Najprawdopodobniej jest jednak zgrabny objazd przed stawami wędkarskimi w Dębnie. Żonka jednak tak pognała do przodu, że nie zdążyłem ze sprawdzeniem drogi, co całkiem perspektywicznie wyglądała. Pozostało przejechać przez Dębno. Z tej miejscowości można szybko wjechać na rewelacyjny zielony szlak rowerowy do Wołowa (niedługo o nim napiszę). Ale ponieważ go znam, to wybrałem inny wariant (absolutnie wart polecenia) – łukiem nad Rudną . Wyprowadził mnie on na leśne dukty, gdzie jak podejrzewałem powinny być strome (jak na ten teren), piaszczyste podjazdy i zjazdy. Moje oczekiwania się potwierdziły. Rzeczywiście, jest nawet troszkę trudniej jak na zielonym. Jeśli ktoś lubi wyzwania to w oparciu o kolejne południkowe dukty można zbudować tutaj całkiem wymagającą trasę.
Bardzo fajnie widać to patrząc na następujące mapy na zmianę.
Doskonale widać tutaj coś co się nazywa wydmami śródlądowymi. Na Dolnym Śląsku są (według mojego rozeznania) dwa większe takie miejsca. Z wiki
Wydma śródlądowa – wzniesienie usypane przez wiatr, jeden z rodzajów wydm, występujących na obszarach lądowych.
Wydmy śródlądowe tworzące niekiedy bardzo liczne wzgórza są charakterystyczne dla równin Polski środkowej. Powstały one w większości po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia z piasków sandrów i teras akumulacyjnych. Są to formy pochodzenia eolicznego, tzn. utworzone na skutek działalności wiatru.
W Polsce występują rozległe zespoły wydm śródlądowych, m.in. w Kotlinie Sandomierskiej, Puszczy Kampinoskiej, Mazowieckim Parku Krajobrazowym, na Równinie Wkrzańskiej, w Borach Dolnośląskich, w Puszczy Bydgoskiej oraz na międzyrzeczu warciańsko-noteckim.
Ciekawe jest nałożenie obu map – świetnie widać dlaczego drogi są w takich a nie innych miejscach.
Jazdę zakończyliśmy na wołowskim dworcu. Trasa była niewielka bo około 30 km. W tym upale to jednak nie było mało -mimo, że wypiliśmy 7 butelek (500 – 700) miałem wrażenie, że mózg mi się zagotował. Ale dzień był na rowerze. Czyli do przodu!