Wzgórza Strzelińskie cz1
Patrząc na zdjęcia troszkę trudno uwierzyć, że jeszcze dwa miesiące temu były takie przyjemne, rowerowe dni. Gorący, świąteczny okres zdecydowanie „subiektywnie” odsunął to w czasie i mam wrażenie, że było to daleko wcześniej. Ale ponieważ miejsce na turystykę rowerową jest piękne to już dzisiaj będziecie mogli zaplanować sobie tutejszy kwietniowy start sezonu.
Popatrzmy wpierw na sytuację ogólną. Wzgórza Strzelińskie leżą około 50 km na południe od Wrocławia, pasmo ma około 20 km długości i rozciąga się południkowo (czyli na linii północ -południe). Teoretycznie nie jest tutaj zbyt wysoko bo około 200 m nad poziom terenu. Ale jest miejscami całkiem stromo i miłośnicy MTB na pewno znajdą coś dla siebie bo te wzgórza całkiem góry przypominają.
Wyznaczono tutaj sporo szlaków rowerowych i pieszych. Dodając do tego sieć nieoznakowanych dróg możliwości jazdy są wielkie. Świetnie wygląda logistyka transportowa bo tuż przy wzgórzach mamy linię kolejową i cztery stacje wjazdowe (zaznaczyłem czerwonymi strzałkami). Daje to liczne możliwości tworzenia „liniowych” tras. W dodatku jest tutaj trochę dodatkowych nierowerowych atrakcji więc jeśli ktoś nie jest MTB ortodoksem to znajdzie preteksty dla przerw. Na pewno całkiem konkretnym wyzwaniem jest start w Ziębicach i dalej czerwonym szlakiem na północ aż do Strzelina. Można jednak teren zwiedzać dokładniej robiąc bardziej okrężne drogi.
Nasz plan był zdecydowanie spokojny, krótki dzień i dość trudne warunki jazdy kazały nam zacząć w Henrykowie. Z dworca kolejowego sympatyczną ścieżką rowerową dojechaliśmy do zespołu cysterskiego.
Zespołu nie będę opisywał, w ciągu ostatnich lat bardzo wyładniał. Nie będę opisywał tutaj historii bo to sobie znajdziecie ale parę moich zdjęć na zachętę dodam. Tym razem zrobiliśmy więc rundkę dookoła i zawróciliśmy aby wjechać na wzgórza.
Kulturę zaliczyliśmy, nastała pora na piękne okoliczności. Parę zdjęć na potwierdzenie, że wzgórza całkiem górki tu przypominają.
Jechaliśmy po wiatrołomach i nie tylko było multum przenosek (czasem co 20 m) ale czasem nawet szlaku nie mogliśmy odnaleźć bo wyglądało to tak.
Na zakończenie jeszcze mapa z naszą wycieczką. Najciekawszy był odcinek zaznaczony strzałkami ale reszcie też nie brakowało.
Wylądowaliśmy w Białym Kościele gdzie wsiedliśmy w pociąg powrotny. Postanowiliśmy, że następnego dnia dokończymy trasę.