Na początek z Wikipedii: Bory Dolnośląskie dawniej Puszcza Dolna (niem. Niederschlesische Heide) – mezoregion fizycznogeograficzny (317.74) utworzony przez największy w Polsce zwarty kompleks leśny o powierzchni ok. 1650 km²[1]; część Krainy Śląskiej.

Nie da się ukryć, że nazwa „Bory” jest bardzo myląca – spodziewalibyśmy się być może starych, potężnych lasów i nieskażonej gospodarką człowieka natury. Tymczasem to obszar normalnej gospodarki LP zasługujący zdecydowanie na nazwę plantacji leśnych a nie puszczy czy borów. Niezależnie od tego las jest przestrzenny i bardzo rozległy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nikogo po drodze tam nie spotkamy. I na pewno wart nie jednej wycieczki.

Bory Dolnośląskie od południa zamknięte są linią autostrady A4  na odcinku Pieńsk- Chocianów od północy zaś linią Przemków – Łuk Mużakowski. Jak widać to spokojnie kilkadziesiąt na kilkadziesiąt kilometrów. Co prawda niektóre obszary (poligony) są raczej trudno dostępne ale jest sporo różnych atrakcji wśród których oprócz dolin rzecznych (Bobru, Kwisy, Nysy Łużyckiej i Małej Czernej) są pustynie, parowskie stawy, Przemkowski PK i trochę zabytków architektury. I bardzo dużo pustego lasu.

 

 

Dla wrocławian najwygodniejsza jest autostrada A4, warto wspomnieć też o kapitalnym, bo błyskawicznym, dojeździe pociągiem do Węglińca, który jest świetnym punktem wypadowym. My tradycyjnie wybraliśmy Zamek Kliczków. Obiekt zacny oferujący poza noclegiem, historią i jedzeniem doskonały punkt startowy do rowerowych eskapad:

  • kierunek północny wzdłuż Kwisy
  • wschodni, przez linię Bobru i dalej w stronę Przemkowskiego PK
  • zachodni – Węgliniec a dalej… dokąd sił starczy

Tym razem postanowiliśmy obejrzeć stawy parowskie (zainteresowani mogą też zajrzeć do manufaktury ceramicznej). Gmina Węgliniec przygotowała i oznakowała (wizerunkiem Bielika) piękną trasę przez siedliska ptaków gdzie oprócz stawów parowskich znajdziemy ostoję Asuan i torfowisko-rezerwat. trasa tworzy pętlę wokół Węglińca co ładnie widać na mapie.

Jeśli startuje się z Kliczkowa to najwygodniej wjechać w wyznaczoną pętlę we wsi Ołobok (kluczowy punkt zaznaczyłem czerwoną strzałką). Pętlę można potraktować orientacyjnie i wyskoczyć sobie jeszcze troszkę na północ wokół pominiętych stawów. Czyli po kolei. Zaczynam w Kliczkowie. Pierwszy kilometr (może dwa) jest asfaltowy. Po przejechaniu Kwisy i Osiecznicy zjeżdżamy w bok. I dalej już drogami leśnymi.

Tak, pojęcie droga leśna stanowczo nie oddaje charakteru – należałoby to nazwać autostradami leśnymi. Na warstwie grubego tłucznia położono ubity piasek. Jest twardo, niewiarygodnie równo i szeroko. Nie są to moje klimaty ale trzeba powiedzieć, że przy całkowitym braku jakiegokolwiek ruchu robi to wrażenie.

Widać, że las jest tutaj bogaty, na wzór fotopolowania urządziłem fotogrzybobranie. Ten prawdziwek rósł praktycznie na drodze podobnie jak paru pobratymców.

Od borówek było wprost czerwono…

Sam Asuan i stawy  nie przyniosły rozczarowania ale spektakularnych fot nie udało się wykonać bo pogoda była niezbyt zdjęciom sprzyjająca. Więc dla porządku.

Podsumowując – jeśli nie lubisz tłumu, chciałbyś wybrać się z rodziną na spokojną i nie wymagającą wysiłku wycieczkę, spędzić dzień w nieskażonym powietrzu i do tego coś zobaczyć to startując w Kliczkowie w stronę Stawów Parowskich wszystko to się nie zawiedziesz. Ale trzeba być przygotowanym na jakieś 60 km (może być więcej).