Historie wołowskie cz2
Park Krajobrazowy Doliny Jezierzycy
Dzisiejszą relację (i trasę) zadedykuję romantykom, dociekliwym, ciekawskim i maniakom. A ponieważ to w zasadzie kontynuacja poprzedniego „historycznego” tekstu to zacznę podobnie. Czyli od środka.
Wygląda to podobnie do współczesnych umocnień brzegów rzecznych tyle, że to okrąg w widłach rzecznych. W dodatku całkiem spory okrąg bo długość wałów to 500 m. Na mapie wygląda to tak.
Grodzisko w Kretowicach
Tutaj wyraźnie widać, że to właściwie dwa obiekty. W źródłach, no właśnie tu pojawia się problem, prosto dostępne są w zasadzie tylko dwie wersje nie do końca zgadzające się ze sobą. Ta której bardziej bym ufał (oficjalna strona dzpk) mówi:
Grodzisko w Kretowicach ulokowano w rozwidleniu rzek Juszki i Jezierzycy. Sporych rozmiarów założenie składa się z dwóch kolistych członów. Pierwszy z nich datowany na okres halsztacki rozciąga się na powierzchni ok. 2,2 ha. W VIII wieku był ponownie zasiedlony. Gród otoczono wówczas wałem ziemnym i dobudowano drugi człon od południowego wschodu. Jest on mniejszy i niżej obwałowany. Gród w Kretowicach uważany jest za najbardziej na północ wysuniętą osadę Ślężan.
Nie zgadzało mi się tutaj to dobudowywanie mniejszego kręgu (co innego gdyby wydzielono go z większego) bo na logikę powinno być odwrotnie. Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się trafić w Wiadomościach Archeologicznych numer XXXIII zeszyt 4 z 1968 roku na dokładny plan grodziska. Wynika z niego, że gród zbudowano na dawniejszych pozostałościach halsztackich. Wygląda więc, że to po czym chodzimy ma te 1000+ lat. A kawałek pod ziemią ukryte są pozostałości sprzed 2500-3000 lat!
Przy okazji tych poszukiwań zetknąłem się po raz pierwszy z formatem zapisu plików djvu (tak, deja vu) w którym są zarchiwizowane Wiadomości. Gdy za pomocą konwertera przerobiłem plik wyjściowy z 16,5 MB na pdf-a o 480 MB to z uznaniem pomyślałem o tej metodzie kompresji (z początku lat 90-tych).
Ufff, historię mam za sobą teraz pora opowiedzieć o całej wycieczce.
Wzdłuż Jezierzycy i Juszki plus leśne górki i stare grodzisko
To był bardzo upalny dzień, większej trasy nie było sensu planować, wybraliśmy lasy nad Wołowem. Start, tak, gdzie mógł być start? Tylko w Orzeszkowie. W zasadzie w tej okolicy prawie wszystko mieliśmy już objechane, jako temat przewodni wymyśliłem więc sobie tytułową, parkową Jezierzycę (i Juszkę), w tym sprawdzenie gdzie jest ujście Juszki (bo na mapie są dwa). Przy tej okazji należało odwiedzić Kretowice Narysowałem sobie plan. W czerwonych kółkach to były zaplanowane „punkty widokowe” a krzyżykami zaznaczyłem to czego nie było.
Pierwszy był mostek nad Jezierzycą gdzie…
…nie tylko mostka nie było ale, co bardzo śmieszne, rzeki też nie było. Pojechaliśmy na dalsze poszukiwania, kawałek dalej na solidnym mostku Jezierzyca, nędzna bo nędzna ale była. Lepiej zaprezentowała się za chwilę Juszka.
Ujście Juszki do Jezierzycy było już całkiem efektowne.
Ale zdecydowanie lepiej wyglądało ujście Rowu Stawowego (co jest wcześniej) do Jezierzycy.
Teraz był kawałek coraz bardziej zanikającej ścieżki leśnej co się w końcu skończyła (zaznaczyłem to na szkicu wcześniej). Była więc (krótka) jazda przez las na azymut a i też trochę pchania. Jakby ktoś chciał zaliczyć te ujścia to na granatowo zaznaczyłem drogę co jest w realu. Z ujścia Rowu Stawowego trzeba się po prostu wycofać i objechać ten kawałek. Dalej już było oficjalnie. Lasy w tej części były piaszczyste.
Teraz był odcinek co go bardzo polecam – piękny las. Rzeczka raczej była jak nie była.
Następny odcinek… zamiast gadać wszystko widać.
Po tych sympatycznych kretowickich górkach pozostało mi już tylko odszukanie grodziska. Wcześniej w necie nie znalazłem informacji szczegółowych. Zajrzałem do OSM i Geoportalu aby stwierdzić, że na planach nie ma tam żadnej ścieżki. Ale ortomapa dawała nadzieję, że coś znajdę i przejdę przez rów z wodą. Wytypowałem pobliskie pole do którego dojazd musiał być. Ale dalej to już była dżungla, na szczęście bez roweru (co go zostawiłem razem z lepszą połową). Co ja się nachodziłem… Krzyżujące się ścieżki zwierząt, kawałek w dobrym kierunku, to za chwilę gdzieś w bok. Jeżyny, pokrzywy, krzaczory, wszystko było. Na końcu zaś wyszedłem na… skoszoną łąkę.
To było bardzo śmieszne.
Przed grodziskiem tablica, w obrębie granitowy kamień. Kultura. Choć obejście całości kłopotliwe, o tej porze roku, bo część północna była bardzo zarośnięta. Do tego mój dzienny limit przedzierania prawie się już wyczerpał (a jeszcze musiałem wrócić). Czyli to drugie (a w zasadzie pierwsze) ujście Juszki do Jezierzycy poczeka. Podczas powrotu moja małżonka zadzwoniła z pytaniem dlaczego mnie od godziny nie ma, a miałem tylko kilkaset metrów do przejścia. Tak, czasem dwa kilometry na godzinę to jest niezłe tempo. Na szkicu macie zaznaczoną komfortową drogę polną i tamtędy proponuję uderzać.
Na końcu pojechaliśmy jeszcze na wydmiska (piaszczysty fragment obok stawu). Można sobie tę naszą trasę uprościć (czerwona linia) i gwarantuję wtedy 100% zadowolenia, pod warunkiem, że się nie boicie jazdy po piachach. Wyszło nam 35 km a co się nachodziłem to moje!
Obiecuję, że kolejne dwa odcinki o Parku Krajobrazowym Jezierzyce nie będą już tak awangardowe…